Historia z zamierzchłych czasów mojej pierwszej pracy.
Pracowałam wtedy w pewnej Firmie jako tłumacz języka niemieckiego. Partnerów mieliśmy głównie w Niemczech, ale pewnego razu zostałam wysłana z szefem na Bardzo_Ważne_Międzynarodowe_Spotkanie do Szwajcarii. Co istotne, nikt nie dał mi do ręki żadnych dokumentów odnośnie przebiegu spotkania, a kiedy próbowałam czegokolwiek konkretniejszego się dowiedzieć, powiedziano mi tylko "nie marudź młoda, jedź i tłumacz". No i fajnie. Naiwnie założyłam, że Firma wie, co robi.....
...a tu niespodzianka, spotkanie zaczyna się od "Bonjour Madame" i dalej już leci po francusku... tak, tak, spotkanie było w Lozannie, w kantonie francuskojęzycznym, wszyscy partnerzy mówili po francusku i tego języka od nas oczekiwali!!!
... mało tego, ja w panice do szefa:
- Szefie, oni mówią po francusku.
A on do mnie
- No to co, jesteś tłumaczem to tłumacz!
I w sumie nie wiem, kto okazał się wtedy bardziej piekielny: ktoś w Firmie, kto wysłał tłumacza j., niemieckiego na francuskojęzyczne spotkanie, czy mój szef, który oczekiwał niemożliwego...
PS. Dla dociekliwych: Z sytuacji pomógł nam wybrnąć jeden ze Szwajcarów, który dyskretnie tłumaczył dla mnie na niemiecki, a potem ja z niemieckiego na polski, no ale nasza Firma ogólnie pokazała się jako niepoważna i z oczekiwanej współpracy nic nie wyszło.
Pracowałam wtedy w pewnej Firmie jako tłumacz języka niemieckiego. Partnerów mieliśmy głównie w Niemczech, ale pewnego razu zostałam wysłana z szefem na Bardzo_Ważne_Międzynarodowe_Spotkanie do Szwajcarii. Co istotne, nikt nie dał mi do ręki żadnych dokumentów odnośnie przebiegu spotkania, a kiedy próbowałam czegokolwiek konkretniejszego się dowiedzieć, powiedziano mi tylko "nie marudź młoda, jedź i tłumacz". No i fajnie. Naiwnie założyłam, że Firma wie, co robi.....
...a tu niespodzianka, spotkanie zaczyna się od "Bonjour Madame" i dalej już leci po francusku... tak, tak, spotkanie było w Lozannie, w kantonie francuskojęzycznym, wszyscy partnerzy mówili po francusku i tego języka od nas oczekiwali!!!
... mało tego, ja w panice do szefa:
- Szefie, oni mówią po francusku.
A on do mnie
- No to co, jesteś tłumaczem to tłumacz!
I w sumie nie wiem, kto okazał się wtedy bardziej piekielny: ktoś w Firmie, kto wysłał tłumacza j., niemieckiego na francuskojęzyczne spotkanie, czy mój szef, który oczekiwał niemożliwego...
PS. Dla dociekliwych: Z sytuacji pomógł nam wybrnąć jeden ze Szwajcarów, który dyskretnie tłumaczył dla mnie na niemiecki, a potem ja z niemieckiego na polski, no ale nasza Firma ogólnie pokazała się jako niepoważna i z oczekiwanej współpracy nic nie wyszło.
zagranica
Ocena:
666
(686)
Komentarze