Dzisiejszy dzień przypomniał mi wydarzenie sprzed kilku lat - trochę zabawne, trochę piekielne.
Na pewnym etapie mojej edukacji miałam matematyczkę - postrach szkoły. Kobietę, która nigdy nie chorowała, nie przekładała sprawdzianów i nie zapominała o niczym. Nauczycielkę surową, ale sprawiedliwą - i co najważniejsze, naprawdę potrafiącą uczyć.
Mieliśmy zapowiedziany sprawdzian - duży zakres materiału, moim zdaniem trudnego, a więc spore wyzwanie. Jak zawsze imię, nazwisko, pani nauczycielka pisze na tablicy zadania dla grup A i B... Liczymy.
Pierwsze kilka przykładów, większość uczniów dookoła blednie. Trudne, nawet bardzo trudne. Męczą się, pocą, załamują ręce... A pracy nie ubywa, na tablicy wciąż kolejne i kolejne... Praca trwa, w klasie aż brzęczy od wzmożonych procesów myślowych.
Nagle - dzwonek, koniec lekcji! Patrzę na własną kartkę - zrobiona dopiero połowa zadań! Kiedy to minęło?
Koledzy i koleżanki chyba wcale dalej się nie posunęli, zewsząd przerażone spojrzenia - pała jak w banku.
Na to matematyczka spokojnie wstała i ruszyła do drzwi.
-Proszę pani, a sprawdziany?
Wyrwał się ktoś nieco odważniejszy.
Na to matematyczka odwróciła się twarzą do klasy i z jadowitym uśmieszkiem rzekła:
- Prima Aprilis.
Tego żartu raczej nie zapomnę.
Na pewnym etapie mojej edukacji miałam matematyczkę - postrach szkoły. Kobietę, która nigdy nie chorowała, nie przekładała sprawdzianów i nie zapominała o niczym. Nauczycielkę surową, ale sprawiedliwą - i co najważniejsze, naprawdę potrafiącą uczyć.
Mieliśmy zapowiedziany sprawdzian - duży zakres materiału, moim zdaniem trudnego, a więc spore wyzwanie. Jak zawsze imię, nazwisko, pani nauczycielka pisze na tablicy zadania dla grup A i B... Liczymy.
Pierwsze kilka przykładów, większość uczniów dookoła blednie. Trudne, nawet bardzo trudne. Męczą się, pocą, załamują ręce... A pracy nie ubywa, na tablicy wciąż kolejne i kolejne... Praca trwa, w klasie aż brzęczy od wzmożonych procesów myślowych.
Nagle - dzwonek, koniec lekcji! Patrzę na własną kartkę - zrobiona dopiero połowa zadań! Kiedy to minęło?
Koledzy i koleżanki chyba wcale dalej się nie posunęli, zewsząd przerażone spojrzenia - pała jak w banku.
Na to matematyczka spokojnie wstała i ruszyła do drzwi.
-Proszę pani, a sprawdziany?
Wyrwał się ktoś nieco odważniejszy.
Na to matematyczka odwróciła się twarzą do klasy i z jadowitym uśmieszkiem rzekła:
- Prima Aprilis.
Tego żartu raczej nie zapomnę.
szkoła matematyka sprawdzian prima aprilis nauczycielka nauczyciel
Ocena:
639
(689)
Komentarze